Szkice





Szkice


Taniec ego, duszy i ducha

Taniec ego, duszy i ducha odbywa się wewnątrz czakr. Ego, czyli odrębna tożsamość naszej jaźni, jest ożywiane energią pierwszych trzech czakr. Dusza rezyduje w czakrze serca i jest powiązana zarówno ze sferą ego, jak i ducha. Duch przepełnia wyższe czakry. Gdy percepcja i dobrodziejstwa każdej czakry są zintegrowane ze wszystkimi pozostałymi, mamy do czynienia z idealną sytuacją. Wzrost świadomości polega na coraz lepszym poznaniu całego swego jestestwa, jednocześnie obejmującego wszystkie czakry. Jest to najwyższa świadomość, niełatwa do osiągnięcia z powodu naszych życiowych umocowań. Powstrzymują one i ograniczają świadomość do określonych punktów widzenia, poglądów i opinii. Umocowania są naturalne, pojawiają się spontanicznie. Trzeba umieć dostrzec, że zakłócają one doświadczenie jedności dlatego, że nasze ego nie znajduje się na swoim miejscu.


Nie musimy zabijać ego. Odgrywa ono pozytywną rolę w całości jestestwa, tak samo jak dusza i duch. Ideałem, do którego należy dążyć, jest rozszerzenie postrzegania poza zakres ego, który to zakres z definicji jest wąski. Zawiera w sobie opinie, myśli, postawy, wartości i emocje naszego ja. Ego skłania się ku temu, co je podtrzymuje, a wszystko inne odrzuca. Jeśli ego zapuści się w wyższe czakry, to zawsze powstają problemy, ponieważ nie ma ono zdolności przyjmowania uniwersalnego punktu widzenia. Ego wraz z towarzyszącymi mu umocowaniami jest najczęstszym źródłem problemów w wyższych czapach.


Jednak zabicie czy stłumienie ego nie rozwiązuje problemu. Powstają wtedy dodatkowe problemy z samooceną, ograniczające naszą zdolność do cieszenia się życiem. Najlepiej więc, gdy posiadamy zdrowe ego i, co jest ważne, znamy jego granice. Ukształtowanie silnej, wyważonej-własnej tożsamości poprzez rozwinięcie trzech pierwszych czakr stwarza silną osobowość i osadza nas mocno w istnieniu. Zdrowe ego jest dobre w swoim zakresie, ale jego działanie ogranicza się do obszaru trzech pierwszych czakr. Nasz indywidualny styl, gust, wartości, które wyznajemy, i uczucia, które żywimy, pochodzą z tego obszaru. Czynności przyziemne stwarzają naszemu ego dużo okazji do panowania i nie powinno ono wykraczać poza swą naturalną domenę. Jeśli tak robi, to usiłuje nadać charakter osobisty temu, co nie jest osobiste.


Wypaczanie poza ograniczoną percepcję trzech pierwszych czakr nie oznacza, że obracamy się przeciwko ich widzeniu świata. Po prostu wychodzimy za daleko. Na przykład zagłębiamy się w świadomość duszy. Oczywiście, ona tam jest zawsze, ale nie zawsze ją świadomie odczuwamy. Centrum naszej świadomości musi się przesunąć, aby otworzyć serce, siedzibę duszy. Musimy być w stanie uwierzyć, że nie broniąc się, jesteśmy bezpieczni. Ta zmiana jest ogromną przemianą. Pozwala ona na uczestnictwo serca w naszym życiowym doświadczeniu. Życie bez udziału serca jest uciążliwe. Przebudzenie serca wprowadza do niego radość, tę pieśń duszy.


Otwarcie się na doświadczanie duszy, na życie z poziomu czwartej czakry nie jest równoznaczne z osiągnięciem wyższego punktu w skali. Jest to raczej poszerzenie horyzontu naszej uwagi i zakresu doświadczenia poza dotychczasowy, ograniczony obszar percepcji. Najbardziej pożądany stan to sięgnięcie po wyższą rzeczywistość, przy jednoczesnym zachowaniu klarownego widzenia poprzez trzy pierwsze czakry.


Dalszy rozwój przenosi nas na poziom ducha i świadomości zbiorowej. Zaczynamy rozumieć, że świadomość jednostkowa jest zrodzona z wyższej świadomości zbiorowej Matki Ziemi. Jako cząstka Gai czujemy bliską więź z całym istnieniem. Tutaj zawsze rodzi się akceptacja naszej roli w całym systemie, a także otrzymujemy dar wolności od defensywnych, reakcyjnych zachowań, a także wolności odkrywania świadomości przez wzniesienie się ponad dualizm myślenia.


Pierwsza z wyższych czakr wprowadza nas w wyższe poziomy postrzegania umysłem. Jeśli porównamy umysł do osobistego komputera, to możemy uznać, że piąta czakra jest centralnym procesorem, z którego osobisty komputer pobiera informacje. Ma on dostęp do głównego komputera w niebie, z którego pochodzą myśli. Poprzez działanie trzech dolnych czakr każda jednostka tworzy osobiste doświadczenie umysłu zbiorowego. Każdy jednak czerpie myśli z tego samego, jedynego źródła. Wolność umysłu jest potrzebna, aby móc poruszać się w świecie. Znamy swoje indywidualne myśli i przekonania, ale również możemy poznawać inne.


Dalsza podróż przez czakry prowadzi do szóstej, centrum wyobraźni. Jako wyższa czakra, także i ona ma łączność z bankiem zbiorowej wyobraźni, z którego wszyscy pobieramy wyobrażenia. Uzyskanie wolności na tym poziomie wymaga pewnej dyscypliny. Bez dyscypliny wyobraźnia zdaje się być wolna, ale najczęściej jest sterowana przez wewnętrzne przymusy i nawyki, a tylko czasami miewa dostęp do prawdziwie twórczej inspiracji. Będąc zdyscyplinowani, uczymy się odróżniać zdrowe wyobrażenia od niezdrowych, nie angażować się w niezdrowe wyobrażenia oraz kierować wyobraźnię ku zjawiskom twórczym i inspirującym.


Wreszcie docieramy do czakry siódmej, korony. Tu można doświadczyć pełnego zjednoczenia się ze wszystkim. Tu mieszka duch ludzkości, który ożywia cały świat. Najwyższa jedność ma różne nazwy, ale tak naprawdę nie da się jej nazwać. Każda nazwa ją ogranicza, a ona przekracza wszelkie granice. Wolność na tym poziomie oznacza wyjście poza jednostkowe doświadczenie i poddanie się transcendentnej sile życiowej boskiej woli. Jeśli usiłujemy to doświadczenie personalizować, może nam się zdawać, że jesteśmy Bogiem. Możemy też poczuć się szaleńcem. W obu przypadkach wystąpiło zbytnie umocowanie do samego doświadczenia. Aby się od tego uwolnić, musimy się całkowicie zdać na Boga. Wolność ta opiera się na wierze w to, że siła życiowa pulsująca na zewnątrz naszego ja jest dobroczynna. Poddając się jej, będziemy bezpieczni.


Pamiętajmy, że wiedza o czakrach nie jest tym samym co doświadczanie czakr. Trzeba stosować medytację, aby bezpośrednio doświadczyć czakr. Wprawdzie mogą się zdarzyć spontaniczne doświadczenia każdej z czakr poza medytacją, jednak najlepszą drogą jest medytacja.


Śluby duchowe a czakry

Bardzo ciekawa jest analiza tradycyjnych ślubów duchowych pod kątem czakr. Wejście na drogę duchowego rozwoju wiąże się zawsze ze składaniem ślubów. Bez względu na określoną tradycję są to zwykle śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Spróbujmy się zastanowić, do której czakry odnosi się każdy z tych ślubów. Ubóstwo można by odnieść do pierwszej czakry, związanej z przetrwaniem. Czystość to oczywiście wyrzeczenie się przyjemności seksualnej, związanej z drugą czakrą. Posłuszeństwo to nic innego jak rezygnacja z władzy, związanej z trzecią czakrą.


Jak widać, śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa są odrzuceniem pierwszych trzech czakr. W myśl naszego dążenia do pobudzenia i zharmonizowania wszystkich czakr takie odrzucenie nie jest właściwe. Jeśli odrzucimy lub stłumimy jakąś część naszej natury, ona nie zniknie, lecz da o sobie znać w inny sposób. Podchodzimy z całym szacunkiem do tradycyjnych dróg duchowych. Intencje tych ślubów są na pewno szlachetne: chodzi o wycofanie uwagi ze spraw fizycznych i skierowanie jej na duchowe.


Teoretycznie brzmi to wspaniale, lecz w praktyce pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim niewłaściwe jest samo założenie, że górne czakry są dobre, a dolne złe. Brak akceptacji dla bożej natury każdej sfery naszego jestestwa reprezentuje myśl dualistyczną: dobry-zły. Ta część mnie jest dobra, a tamta zła. Ostatecznie doprowadza to do uczucia wstydu, poczucia winy i odrzucenia, projekcji i wielu innych problemów, z którymi boryka się ludzka dusza.


Obecna rewolucja duchowa pozwala wyjść poza dualizm i osądzanie. Osiągamy to poprzez akceptowanie wszystkich aspektów naszej istoty jako wrodzonego prawa bożego. Zamiast odrzucania niższych czakr, proponuje się je szanować. Nie należy jednak w nich utknąć. Zauważyliśmy już, zapoznając się z czakrami, że jeśli skupiamy się wyłącznie na niższych z nich, stają się one nienasycone. Dlatego są tradycyjnie odrzucane po to, aby pielgrzymi duchowi w nich nie pozostali. Jednak dopiero funkcjonowanie w niższych czakrach przy utrzymaniu świadomości w wyższych pozwala korzystać z dobrodziejstw całego systemu.


Jak na górze, tak na dole – to jeden z najpopularniejszych aksjomatów drogi świadomości. Mikrokosmos jest odbiciem makrokosmosu. Gdy zważymy na stan makrokosmosu, a zwłaszcza na to, jak ludzkość traktuje Ziemię, łatwo dostrzeżemy, że filozofia odrzucenia cielesności prowadzi do braku szacunku dla fizycznego ciała planety. Jeśli nauczamy, że to, co fizyczne, jest nieważne i należy je ignorować na korzyść tego, co duchowe, to nie powinniśmy się dziwić, że będziemy mieli do czynienia z kompletnym nieposzanowaniem naszego fizycznego środowiska. Zachodnia kultura nie jest szczególnie uduchowiona. Ma ona raczej charakter mentalny, a mimo to wykazuje taki sam brak szacunku dla fizyczności. Widać to po naszym zdegenerowanym środowisku.


Tradycje duchowe wpajają nam od dawna, że pobyt w ciele na ziemi jest przejawem upadku i utraty bożej łaski. Gdybyśmy byli naprawdę dobrzy, toby nas tutaj nie było. Chrześcijanie wierzą w życie pozagrobowe: kto jest dobry, ten pójdzie do nieba. Buddyści dążą do nirwany; osiągnie ją ten, kto jest naprawdę dobry. Hinduiści uczą, że będąc naprawdę dobrym, można oderwać się od kota śmierci i ponownych narodzin i nie przychodzić więcej na ten świat. We wszystkich tych tradycjach występuje podobny stosunek do życia na ziemi.


A może jest to po prostu nasza arogancja – nie widzieć, że życie na ziemi jest darem. Spotkałem ludzi, którzy z pełnym przekonaniem twierdzili, że to ich ostatnie życie na ziemi. Zawsze mnie to dziwi. Jak im się wydaje, dokąd pójdą? A jeśli nasza planeta jest klejnotem w całym wszechświecie? Jeśli nasze życie tutaj jest błogosławieństwem, a nie dopustem? Gdybyśmy tak uważali, wszelkie życie byłoby dla nas święte.


Czy rzeczywiście Ziemia jest jedyną planetą z drzewami, ptakami, pocałunkami, ciepłym wiatrem i czekoladą? A jeśli ci przyjaciele, którzy tak marzą o opuszczeniu tej planety, trafią w swym przyszłym życiu na jakąś inną, pokrytą siarką i ledwo będą pamiętać kwiaty, życzliwych ludzi, piękne ciała i uczucia? Skąd wiemy, że właśnie to miejsce nie jest darem? Czy to nie jest arogancja, widzieć naszą planetę i przypuszczać, że stworzylibyśmy coś lepszego?


Łatwo jest wyliczyć problemy – skażenia, cierpienia i twierdzić, że wszystko na Ziemi jest złe. Może jednak powinniśmy przyjrzeć się naszym religiom i filozofiom, które uważają fizyczność za zło, i zbadać, jak to przekonanie wpływa na nasze zbiorowe działanie.


Łączenie kwestii ekologicznych z wiedzą o czakrach może się wydać odważnym krokiem, ale pamiętamy o przesłaniu drogi metafizycznej: wszystko jest ze sobą powiązane. Czy zatem historia o wygnaniu z raju ma związek z naszym stosunkiem do planety? Z całą pewnością! Czy odrzucenie czakr fizycznych ma związek z zaniedbywaniem przez nas tej planety? Oczywiście. Wejdźmy więc z powrotem do raju. Nie dajmy się z niego wygnać.


“Niech na ziemi będzie pokój i niech on się zacznie we mnie" – brzmi jedna z duchowych maksym. Jest to bardzo dobry punkt wyjścia. Gdy nasze fizyczne ciała nauczą się żyć w harmonii z naszą duchową świadomością; gdy nauczymy się czcić nasze fizyczne ciała i pozwolimy im cieszyć się dobrobytem, seksualizmem i władzą; gdy naszej duszy pozwolimy mieć pod dostatkiem serdecznej miłości; gdy pozwolimy, aby wyższe czakry otworzyły nas na twórczość, intuicję i duchowość; kiedy taniec ego, duszy i ducha stanie się świętowaniem naszego istnienia, a my poczujemy więź z całą biosferą, której na imię Gaja wtedy na pewno zmienimy nasz stosunek do planety. Będziemy ją hołubić zamiast bezcześcić.


Przekształcanie energii

Energia ma swoje prawa. Nie da się jej stłumić ani zneutralizować, ale można ją przesunąć z jednego bieguna w drugi. Wszyscy znamy negatywną energię, taką jak gniew, złość, irytacja. J. Krishnamurti w książce Think on These Things (wydanie polskie Szkoła zrozumienia), w rozdziale Twórcze niezadowolenie pisze, że niezadowolenie jest energią, którą można wykorzystać dla własnego dobra. Samo w sobie nie musi być złe. Problemy powstają wtedy, gdy przejawia się w formie negatywnej reakcji.


Pierwszym i najważniejszym krokiem w przekształcaniu energii jest nieprzywoływanie jej źródła. Zamiast być wściekłym, ponieważ on czy ona coś powiedzieli czy zrobili, po prostu bądźmy wściekli. Jeśli źródło znajduje się na zewnątrz, poza nami, to oddajemy mu władzę. Jeśli jestem wściekły, bo on coś powiedział, itp., oddaję temu władzę. Zakomunikowałem swojej podświadomości, że w tej sytuacji jestem bezsilny. Źródło władzy znajduje się poza mną. To, co on powiedział, jest źródłem siły, która wywołała mój gniew. Określając to w taki sposób, nie posiadam nad tym władzy, oddałem ją temu, co zostało powiedziane. W tej sytuacji nie mogę nic zrobić z energią, ponieważ określiłem się jako bezsilny. Odrzucając takie tłumaczenie i odnajdując źródło tego doświadczenia w sobie, odzyskuję moc władania energią. To jest mój gniew. Po prostu jest. Bez przyporządkowania go czemukolwiek staje się on gniewem użytecznym. Można go przekształcić.


Do przekształcania energii proponuję również wykorzystać wizualizację i pracę z czakrami. Oto ćwiczenie. Najpierw, jak sugeruje Krishnamurti, trzeba dać sobie spokój z szukaniem przyczyny, która, według mnie, wywołała gniew, niezadowolenie, irytację itp. Ego będzie nadal usiłowało tę przyczynę określić, gdyż jego zadaniem jest racjonalizacja i znalezienie przyczyny każdego doświadczenia. Ale ja mówię sobie, że w grę mogłoby wchodzić sto innych przyczyn. Najpierw biorę tę energię w swoje władanie, mówiąc: Jestem wściekły (zły, zdenerwowany, poirytowany czy jeszcze coś innego).


Potem wyobrażam sobie tę energię w postaci ciemnej kuli negatywnej energii w moich najniższych czakrach, u podstawy kręgosłupa. Odrzucam ten obraz i przechodzę do czakry serca, gdzie wizualizuję kulę ognistej energii. Biorę kilka głębokich oddechów, aby przepompować energię, i widzę, jak jasno płonie ogień czakry serca.


Następnie wracam do wyobrażenia ciemnej kuli energii u podstawy kręgosłupa. Robię wdech, a wraz z nim wciągam tę negatywną energię w górę kręgosłupa. Gdy zanurzy się ona w ognistej kuli energii, widzę, jak ciemność tej energii spala się w ogniu mego serca.


Zmieniła się w czystą, promienną energię, z niczym nie związaną. Mam teraz tę samą ilość energii, ale została ona pozbawiona negatywnego charakteru i mogę ją wyrazić, jak chcę. Mogę ją spożytkować na pracę w ogrodzie, pisanie książki, trening lub cokolwiek wybiorę. Energia negatywna została przekształcona w energię pozytywną i twórczą, kierowaną moją wolą.


Postawa konfrontacyjna a wizjonerska

Większość ludzi cechuje konfrontacyjna postawa wobec życia. Wyraża się ona w traktowaniu życia jak nieustannego sprawdzianu. Wokół nas są problemy do pokonania, wyzwania, którym trzeba sprostać. Życie jest ciężkie i przetrwać mogą tylko ci, którzy są wstanie przezwyciężyć wszystkie życiowe przeszkody. Taki pogląd na życie jest nośnikiem energii. Przekonanie, że życie na nas czyha, na pewno motywuje do działania. Problem w tym, że taka postawa jest bardzo męcząca. Ogromnie się zużywamy, wciąż oczekując kolejnej przeciwności. W taki konfrontacyjny sposób podchodzi do życia świadomość skoncentrowana na poziomie pierwszych trzech czakr.


Wizjoner patrzy na życie z innej perspektywy. Zamiast “muszę", mówi “udało mi się". Gdy wzniesiemy świadomość do poziomu wizjonerskiego, czerpiemy z inspiracji jako głównej siły motywacyjnej, a nie z energii napotykanych trudności. Jest to całkowita zmiana schematu postępowania. Widzimy w życiu szanse, a nie trudne zadania do pokonania. Aby osiągnąć ten poziom postrzegania, musimy się wznieść ponad buntownicze tendencje niższych czakr i skupić uwagę na wyższych czakrach.


Zmiana postawy z konfrontacyjnej w wizjonerską wymaga wysiłku. Warto go dokonać, inaczej nie wyzwolimy się z buntowniczego dążenia do przetrwania, które promuje nasza kultura. Postawy konfrontacyjnej nie da się zwalczyć i pokonać, ponieważ takie działanie byłoby niczym innym jak przejawem postawy konfrontacyjnej. Zamiast walczyć o przetrwanie i nawet ostatecznie zwyciężyć, lepiej przenieść swą świadomość do wyższych czakr, skąd przychodzi inspiracja. Przy czym nie chodzi tu o myślenie na temat wizjonerstwa, ale o autentyczne trwanie w tym duchu na poziomie wyższych czakr, w oczekiwaniu na inspirację.


Przypomina to wejście do próżni i odkrycie, że to wcale nie jest próżnia. Niczym pięmasto– i szesnastowieczni odkrywcy, którzy musieli wierzyć, że wypłynąwszy poza mapę, nie spadną w przepaść, odkrywcy świadomości muszą z ufnością wychodzić poza znany im świat, wierząc, że czekają tam na nich inne poziomy życia. Świat nieznany jest znacznie bardziej rozległy niż znany. Aby zostać wizjonerem świadomości, trzeba mieć w sobie walę przekraczania progu wielkiego nieznanego obszaru.


Spróbujmy tak żyć. Starajmy się wytrwać, przybierając postawę wolną od konfrontacji. Jak długo wytrzymamy bez gniewu i niezadowolenia? Jest to trudniejsze, niż się wydaje, bo wtedy nie dysponujemy energią wbudowaną w nasze reakcje na problemy. Jak długo wytrzymamy bez irytacji i złości? Jak długa zachowamy spokój wewnętrzny? Jak długo będziemy w stanie budzić się rano i swoją energią inspirować twórcze pomysły, zamiast ożywiać problemy do pokonania? Jest to niełatwe zadanie, ponieważ możemy przywołać mnóstwo usprawiedliwionych powodów, aby pozostać na poziomie reakcyjnych trzech pierwszych czakr.


Łatwo uzyskać harmonię duchową, przebywając na szczycie góry, a bardzo trudno ją utrzymać, żyjąc pośród zwykłego świata. Czy oznacza to, że idealnym stanem jest całkowita pasywność? Oczywiście nie. Każdy z nas styka się w życiu z sytuacjami wymagającymi intensywnej, gwałtownej reakcji. Nie chodzi o zupełnie odłączenie się od trzech pierwszych czakr, lecz o to, aby nas nie zdominowały. Czasami trzeba stanąć w obronie tego, w co wierzymy. Nasze wartości i zasady etyczne są poddawane próbie. Możemy ich bronić w sposób niekonfrontacyjny.


W życiu są obecne rozmaite problemy – w związkach międzyludzkich, w pracy, w życiu osobistym. Różne interakcje niekiedy wywołują konflikty. Osoba o podejściu wizjonerskim radzi sobie z kłopotami łatwiej, szybciej i łagodniej niż osoba nastawiona konfrontacyjnie. Można słuchać krzyków, a można szeptów. Zmieniając postawę w wizjonerską, zapowiedź problemu dociera do nas w postaci delikatnego szeptu. Wtedy wystarczą delikatne środki, aby mu zapobiec. Jeśli będziemy czekać, aż problem zacznie krzyczeć, z pewnością wrócimy do życia pełnego traumy i dramatycznych przeżyć.


Twórcza wizualizacja

System czakr przypomina syntezator muzyczny. Każda z czakr jest oddzielną nutą. Te oddzielne nuty można łączyć w różnych kombinacjach. Naturalnie, byłoby wspaniale, gdyby wszystkie czakry pozostawały w pełni otwarte. Lecz nie żyjemy na szczytach, tylko w dolinach rzeczywistości. Każda sytuacja, w jaką się angażujemy, stwarza okazję do skomponowania i zgrania różnych czakr.


Za dobry przykład może posłużyć popularna dziś wśród sportowców wizualizacja przed zawodami. Zostało potwierdzone, że jeśli ktoś wizualizuje piękny strzał, stwarza sobie możliwość wykonania go w rzeczywistości, choć oczywiście nie ma stuprocentowej gwarancji. Tenisista może jeszcze przed wykonaniem serwu wyobrazić go sobie i już odczuwa atmosferę sukcesu. A to znacznie zwiększa prawdopodobieństwo udanego rzutu. Identycznie dzieje się w odwróconej sytuacji, gdy ktoś obawia się, że strzeli źle, i wyobraża sobie taką ewentualność. To oczywiście zwiększa możliwość wykonania nieudanego strzału.


Przez dłuższy czas zajmowałem się trenowaniem dziecięcej drużyny bejsbolowej. Ucząc małych zawodników, jak uderzać piłkę, często mogłem obserwować działanie tej zasady. Dzieci, które miały trudności z uderzeniem piłki, już w momencie podchodzenia do niej okazywały strach. Najbardziej bały się, że nie trafią w piłkę. Ten strach je wręcz paraliżował i uderzały, myśląc tylko o tym, żeby nie spudłować.


Ich umysł skupiał się na strachu przed nietrafieniem w piłkę, a to zwiększało prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Zachęcałem ich, aby nie myśleli o tym, że mogą nie trafić, lecz o tym, że mogą trafić. Kazałem im oglądać prawdziwych zawodników i wyobrażać sobie, że uderzają piłkę tak jak oni. Kiedy mali gracze przestali myśleć o chybieniu piłki i zmienili swoje nastawienie, radzili sobie o wiele lepiej.


Ta sama technika daje pozytywne wyniki w innych dziedzinach aktywności, nie tylko w sporcie. Zasada ta odnosi się do każdej sfery życia. W wielu codziennych sytuacjach efekt naszego działania zależy od tego, czy podchodzimy do nich z lękiem, czy z wiarą. Nie jest to wyłącznie sprawa tak zwanego pozytywnego nastawienia.


Pozytywne mentalne nastawienie do życia to tylko ogólna postawa. Wizualizacja, którą proponuję, jest czymś więcej, gdyż wywołuje ona konkretne uczucia w konkretnym momencie. Wizualizujemy pożądany efekt i już od razu w tym momencie ogarnia nas poczucie sukcesu. Nie jest to tylko nadzieja, że go odniesiemy. My doświadczamy tego uczucia tak, jakby efekt działania już się zamanifestował. Nazywam to “zanurzeniem się w uczucia końcowego sukcesu".


Zwróćmy uwagę, jak zasada ta manifestuje się w formie negatywnej, wtedy gdy podchodzimy do jakiegoś działania z lękiem.


Przeprowadźmy doświadczenie. Czy potrafimy użyć duchowej woli, aby odwrócić uwagę od lęku i skierować ją na wiarę? Czy możemy pójść jeszcze krok dalej i wyobrazić sobie to działanie zakończone sukcesem? A jeszcze dalej poczuć fizycznie, że nasze działanie zakończyło się sukcesem? I dalej – poczuć już teraz autentyczną radość z odniesionego sukcesu? I trwać w tym uczuciu? Właśnie w taki sposób można realizować tę zasadę w codziennym życiu.


Kiedy odbywałem studia pomagisterskie, stosowałem tę technikę przy zdawaniu egzaminów. Jak wszyscy, do późna w noc wkuwałem tuż przed egzaminem czy testem. Pół godziny przed nim spędzałem na medytacji, podczas gdy pozostali uczyli się do momentu rozpoczęcia egzaminu. Najpierw regulowałem oddech i koncentrowałem się na czakrach. Potem wizualizowałem pisanie pracy egzaminacyjnej, oddawanie jej profesorowi, ocenianie jej przez niego i wręczanie mi jej z bardzo dobrą oceną oraz gratulacjami. Wyobrażałem sobie, jak się czuję po odniesieniu tego sukcesu, i próbowałem poczuć to już teraz. Czułem satysfakcję z dobrze wykonanego zadania. Te uczucia zatrzymywałem w sobie, idąc na egzamin. Bardzo mi to pomagało i systematycznie przynosiło pozytywne rezultaty.


Modlitwa

Często modlimy się w intencji innych ludzi. Powinniśmy to robić. Nasi bliscy, chorzy czy mający kłopoty mogą z tego odnieść korzyść. Często modlimy się o poprawę losu ludzi cierpiących na naszej planecie. To też jest wskazane. Przesłać błogosławieństwo tym, którzy są w gorszym położeniu niż my, to pozytywne działanie. Aby nasze modlitwy odnosiły większy skutek, warto zacząć od wprowadzenia boskiej obecności do naszego własnego życia. Nie możemy bowiem dać innym tego, czego sami nie mamy.


Modlitwy za innych będą bardziej skuteczne, jeśli najpierw weźmiemy odpowiedzialność za zjednoczenie się z duchem tak, aby poczuć w sobie bożą obecność. Wizualizujmy boskie emanacje spływające z czakry korony do naszych trzech najniższych czakr. Kiedy czujemy całym swym jestestwem bożą obecność, wtedy możemy skutecznie wysyłać bożą energię do tych, których kochamy.


Modląc się w intencji konkretnej osoby, wyobraźmy sobie energię emanującą z czakry serca. Wzmocni to naszą intencję. Następnie wznośmy się w myślach do coraz wyższych czakr kolektywnych, żeby nasza modlitwa przeniknęła do zbiorowej świadomości. Modląc się za ludzkość, wyobrażajmy sobie emanacje z czakry korony.


Gdybyśmy chcieli uprawiać filantropię i wpłacać pieniądze na szlachetne cele, sami będąc bankrutami, nasz altruizm pozostałby co najwyżej dobrą ideą. Musielibyśmy najpierw uzyskać jakieś środki, żeby dał efekty. Tak samo jest z modlitwą. Gdy modlimy się za innych, nie zaprosiwszy uprzednio bożej siły do własnego życia, modlitwa pozostaje tylko piękną ideą. Nie wyrządzamy nikomu krzywdy, ale też i nie spełniamy intencji, jeśli nie napełnimy duchem samych siebie. Wtedy możemy dawać ze swego źródła.


Energia martwienia się

Trzeba w tym miejscu wspomnieć o martwieniu się w kontekście modlitwy, która działa, ponieważ działa zasada. Gdy wysyłamy energię innym, wpływa ona na innych proporcjonalnie do swej jakości.


Niedawno jeden z moich przyjaciół był śmiertelnie chory. Wydawało się, że wkrótce odejdzie. Lekarze powiedzieli rodzinie, żeby się z nim pożegnała. Był to człowiek bardzo przez wszystkich kochany. Wpłynął pozytywnie na życie wielu ludzi. Gdy rozeszła się wieść o jego bliskiej śmierci, urządzono kręgi modlitwy. Brali w nich udział przedstawiciele różnych wyznań: katolicy, buddyści, protestanci, grupy New Age oraz wielu biznesmenów, którzy w ogóle nie byli religijni. Zbierali się oni wszyscy razem i modlili się za zdrowie naszego przyjaciela. Zdarzył się cud: on wciąż żył. Lekarze nie mogli w to uwierzyć, bo nigdy jeszcze nie widzieli, aby ktoś ożył w tak zaawansowanym stadium umierania. Najwyraźniej siła modlitwy odniosła oczekiwany, zbawienny skutek.


A czym w myśl tej zasady jest martwienie się? Jest negatywną modlitwą. Jest dosłownym wysyłaniem negatywnej energii i obciążaniem innych naszymi lękami. Wyobraźmy sobie, że odkryliśmy kolor zmartwienia: czarny, szarobury, a może brudnobrązowy? A jaki może być dźwięk zmartwienia? Ciężki, w tonie minorowym? Ustawiamy płótno na sztalugach i włączamy muzykę złożoną z dźwięków zmartwienia, aby wprowadziła nas w odpowiedni nastrój podczas malowania tego uczucia.


Malujemy na płótnie zmartwienie kolorami, które oddają jego nastrój. Potem oprawiamy obraz i wysyłamy go w prezencie osobie, o którą się martwimy, z adnotacją: “To mój prezent dla ciebie. Powieś ten obraz tam, gdzie często będziesz na niego patrzył. A gdy będziesz na niego patrzył, poczuj jego nastrój. To właśnie czuję, kiedy myślę o tobie". No i cóż to za prezent? Czy doceni go osoba, o którą się martwimy?


Niech ten przykład otworzy oczy wszystkim, którym wpojono, że powinniśmy się martwić o swoich najbliższych. Jaki rodzaj energii wtedy im wysyłamy? Czy nie jest to negatywna modlitwa? Zamiast wysyłać światło, miłość i bożą energię, wysyłamy im ciemność i energię lęku. Pamiętajmy o tym, że działa zarówno energia modlitwy, jak i energia martwienia się, tyle że ta ostatnia negatywnie. Jeśli zasada działa, to tak samo dla obu biegunów: pozytywnego i negatywnego. Weźmy odpowiedzialność za jakość energii, którą wysyłamy innym.


Oczywiście, nie unikniemy martwienia się, zwłaszcza jeśli mamy dzieci. Nie musimy z tego powodu wpadać w kompleks winy. Chodzi o to, aby uświadomić sobie, że ten rodzaj działania nikomu w niczym nie pomaga. Postarajmy się zminimalizować czas poświęcony martwieniu się. Gdy ogarnie nas to uczucie, przyjmijmy je do wiadomości i świadomie nie podtrzymujmy go w sobie. Hodujmy w myślach takie obrazy, jakie chcielibyśmy zobaczyć naprawdę, a unikajmy takich, których manifestacji nie chcemy.


Wśród Indian amerykańskich istnieje zwyczaj zwany koszem na zmartwienia. Gdy ma się zamiar odwiedzić kogoś w jego domu, po drodze zbiera się kilka patyków, symbolizujących zmartwienia gościa. Przy drzwiach domu stoi kosz, do którego wrzuca się patyki przed wejściem do środka. Nie wnosi się tam swoich zmartwień. Wychodząc, trzeba je ze sobą zabrać.


To piękny symbol. Tak trzeba postępować z nachodzącym nas uczuciem troski. Nie tylko nie wnosić ich do cudzego domu, ale i nie wpuszczać ich do swoich myśli o innych. Kiedy o kimś myślimy, najpierw włóżmy swoje zmartwienia do kosza. Wiadomo przecież, że nie sposób uniknąć zmartwień. Zwróćmy jednak uwagę na to, aby nie przesyłać ich innym.


Respekt dla własnej energii

Musimy zacząć z miejsca, w którym się znajdujemy, to jest oczywiste. Miejmy respekt dla własnej energii, to znaczy tego, gdzie się znaleźliśmy i co do tej pory zdobyliśmy. Szanujmy nasze aktualne wzorce energii wraz z nawykami, uzależnieniami, przywarami, drobnymi bolączkami i wszystkim, co składa się na obecną prawdę o nas samych. Stąd zacznijmy. Wszyscy jesteśmy ludźmi, z naszymi ludzkimi ułomnościami i zwyczajami, z których nie jesteśmy szczególnie dumni. To część ludzkiej egzystencji.


Szanując własną energię, nie zaczynajmy od oceny własnego człowieczeństwa. Jeśli wydaje nam się, że czynione postępy na obranej drodze poznamy po tym, że wszystkie negatywne cechy i neurotyczne tendencje będą znikać, nigdy nie posuniemy się naprzód. Zawsze będzie w nas coś do przepracowania. W miarę docierania na coraz wyższe poziomy jaźni problemy będą coraz bardziej subtelne, ale będą się wciąż pojawiały.


Proszę o wybaczenie mi wulgarności, ale mam jedno ulubione powiedzenie: “Dziś oświecony, jutro zwykły dupek". Nigdy nie uciekniemy od swego człowieczeństwa, więc gdy zdarzy nam się trochę niżej upaść, miejmy dla siebie takie samo współczucie, jakie mamy dla innych borykających się ze swymi problemami.


To odbiera problemom ich siłę. Jeśli traktujemy brak problemów jako nadrzędny cel postępu, tylko im dodajemy siły. Zdejmijmy ocenę samego siebie z piedestału i postawmy ją na poziomie ludzkim. Mamy dużo do zrobienia, jak wszyscy. Zwykły życiowy przydział. Nie zboczymy ze swej drogi, zajmując się nawet drobnymi problemami. To część życia.


Gdy ogarnia nas zazdrość, zawiść, wściekłość, chęć osądzania i tym podobne uczucia, potraktujmy je jak obecne pole naszej świadomości, na którym nasza dusza musi właśnie popracować. Nie dajmy się zwariować drobnym problemom, które nasza dusza musi przepracować dla naszego własnego rozwoju. Gdy je zaakceptujemy, łatwiej będzie je złagodzić, a nowe problemy będą coraz subtelniejszej natury.


Kundalini

Kundalini to pojęcie zaczerpnięte z filozofii hinduskiej. Ułatwia ono zrozumienie procesu wznoszenia się energii do góry poprzez czakry. Termin ten oznacza dosłownie “moc węża". Energia kundalini drzemie zwinięta u podstawy kręgosłupa. Różne sytuacje, ćwiczenia oraz medytacje sprawiają, że kundalini rozwija się i wznosi ku kolejnym czakrom, uwalniając energię zmagazynowaną w każdej z czakr, przez które przechodzi. Taki sposób wizualizowania wyjaśnia zjawisko nagłego przebudzenia wywołanego wzrostem energii uwolnionej w wyższych czakrach.


Doświadczenie kundalini następuje spontanicznie i jest odczuwane jako uwolnienie się w nas niebywałej energii całkiem przypadkowo. Odczucie nagłego przypływu energii do wyższych czakr jest zupełnie czym innym, gdy do tego zmierzamy, a zupełnie czym innym, jeśli nie jesteśmy przygotowani do tego, aby poradzić sobie z tak rozbudzoną energią. Najczęściej kundalini objawia się wtedy jako energia nieokiełznana: pośpiech, drżenie, gorąco, ataki niepokoju, nadmiar energii. Wszystkie tego rodzaju symptomy wskazują na brak równowagi energetycznej.


Kundalini wzniosła się ponad pułap naszych możliwości kontrolowania energii, która wybucha w sposób absolutnie niekontrolowany. Kiedy istnieje równowaga, energia jest zintegrowana i nie rzuca się tak w oczy, nie urządza na zewnątrz pokazów.


Aby kundalini osiągnęła najwyższy potencjał, musimy najpierw zharmonizować jej manifestację w. każdej kolejnej czakrze, począwszy od czakry korzenia. Można się otworzyć na doświadczenie z poziomu wyższej czakry, nawet jeśli dolna nie jest jeszcze w stanie równowagi, ale tego stanu nie da się utrzymać. Potrzeby niższej czakry ściągną tam naszą świadomość, żeby ją zaspokoić. Gdy czakra osiąga pełną harmonię, energia kundalini naturalnie i spontanicznie podnosi się do kolejnego wyższego centrum energii.


Bajka

Jesteśmy Radą Siedmiu. Usłyszycie o nas więcej, jeśli coraz więcej z was będzie w sobie budzić pełną świadomość. Nie jesteśmy niczym innym niż zbiorową mądrością ludzkości. Gdy wy będziecie uzyskiwać pełną świadomość i zrozumiecie swą rolę wśród ludzi, nasz głos będzie rósł w siłę. Doprowadzenie do uzyskania naszego przewodnictwa odbywa się według prostej zasady: to, co jednoczy, prowadzi do nas, to, co dzieli, oddala od nas. Do usłyszenia głosu umysłu wszechświata dojdziecie drogą uniwersalnej filozofii. Opowiemy wam pewną historię.


Dawno, dawno temu, gdy wszyscy byliśmy jeszcze świetlistymi istotami istniejącymi tylko w formie duchowej, nasze plemię anielskie badało wszechświat, by znaleźć możliwości służenia mu. Przelatywaliśmy nad planetą Ziemią i zauważyliśmy tam wielkie cierpienia. Planeta była przepiękna, takiej nie było w całym wszechświecie, a jednak pozostawała pogrążona w lęku. Lęk ten paraliżował mieszkańców, nie byli w stanie zrozumieć, jakim darem była ich śliczna planeta.


Nasi przywódcy przyjrzeli się tej sytuacji ze współczuciem i pomyśleli, że planeta z pewnością potrzebuje kosmicznej pomocy – trzeba napełnić ją wibracjami miłości. Zaproponowano nam, byśmy zeszli na Ziemię, zamieszkali w formach bytu, jakie tam już istnieją, i spróbowali pomóc w ewoluowaniu planety w kierunku miłości. Poproszono o zgłaszanie się na ochotnika, a my naiwnie przyjęliśmy na siebie to zadanie, wierząc, że nie będzie trudno podnieść świadomość tego niezwykłego piękna, które tam wszędzie panowało.


Nasi przywódcy poczynili przygotowania do ingerencji w kod genetyczny rokującej największe nadzieje rasy ludzi. Zajęło to tysiące lat, co na Ziemi wydawało się bardzo długo, ale w skali kosmosu było mgnieniem oka. Trzeba było dokonać zmian w mechanizmach umysłu i świadomości rasy ludzkiej za pomocą kodu DNA, aby nadawały się do przyjęcia przybywających duchów. Gdy ich świadomość została już dostatecznie skorygowana, wysłano pierwszych emisariuszy, aby rozpoczęli proces wyzwalania planety z lęku. Nasi przywódcy dobrze to zaplanowali. Sporządzili nawet mapy powrotu do naszego niebiańskiego domu. Zamierzano połączyć każde ludzkie ciało z aniołem stróżem. Połączyłoby to niebo z ziemią. Początkowe stadia eksperymentu przebiegały wspaniale. Gdy ciało otrzymywało ducha, nad duchem zapadała zasłona niepamięci, w miarę jak zanurzał się w fascynującym świecie zmysłów.


Planowano, że duch mieszkający w człowieku zapragnie się ponownie zjednoczyć ze swą niebiańską istotą i przypomni sobie swój cel. Nie zaplanowano natomiast tego, że po wejściu ducha w ciało nastąpi ich zespolenie, z którego zrodzi się dusza. Dusza była związana nie tylko z duchem, była również związana z ludzkim ciałem i rozkosznym światem zmysłów. Związki z ludźmi, miłość, intymność i towarzysząca im udręka żywiły duszę. Duch próbował oderwać się od ludzkiej kondycji, ale dusza była bardzo zaangażowana w naukę bycia istotą ludzką.


Dostarczano wiele map drogi powrotnej do domu: różnego rodzaju religie, coś dla każdego światopoglądu i spuścizny kulturowej. Mądre nauki szerzyły się wśród wielu cywilizacji, aby każdy mógł znaleźć swoją drogę. Każda z nich, jeśli nią kroczono z najwyższą intencją, wiodła ducha z powrotem do domu, do jego źródła – jedności. Jednak mapy zostały wypaczone przez podszytą lękiem mentalność planety i pierwsze próby zastosowania tych religii i dróg umocniły ludzi w lęku, zamiast ich od niego wyzwolić. Wszystko, co jednoczy, przyspiesza; wszystko, co dzieli, opóźnia. Religie zaczęły się oddzielać, a każda negowała wartość wszystkich innych dróg. Narzędzia, które miały ludzi wyzwolić, jeszcze bardziej ich podzieliły i odseparowały.


Nasi przywódcy, mając tyle czasu co wszechświat, pracowali dalej nad wpływaniem na świadomość planety, aby wynieść ją na poziom niebiański. Przyspieszali wibracje pola elektromagnetycznego. Zaszczepiali idee, które prowadziły do odkrywania materiałów niszczących warstwę ozonową, co pozwalało wibracjom o wyższej częstotliwości przenikać do atmosfery i zwiększało wibracje pola energii elektromagnetycznej. Naukowcy, nadal o mentalności opartej na lęku, widzieli w rozpadaniu się warstwy ozonowej kolejny dowód na to, że trzeba się bać przyrody. A jednak coraz więcej jednostek zaczynało budzić w sobie wyższe poziomy świadomości, funkcjonujące na polach energii o wyższej częstotliwości.


Jednostki te stawały się wizjonerami. Dostrzegały, że duchowe intencje każdej z map, dróg i religii to uwolnienie jednostek od rzeczywistości opartej na lęku. Zapraszając wyższe byty i aniołów stróżów do swego życia, uwalniali siebie od postrzegania życia z pozycji uwięzionej w ego. Znajdowali sposób na podążanie swą drogą tak, aby zidentyfikować przejawy karmiczne, potrzebne duszy do przepracowania, wyleczenia i włączenia w całość. Nie było to trudne przy pomocy ducha.


Początkowo, dopóki nie byli w stanie udowodnić swych prawd, oskarżano wizjonerów o oderwanie od rzeczywistości, brak realizmu i bujanie w obłokach. Gdy coraz więcej jednostek z powodzeniem stosowało odwieczne mapy do zaleczenia starych ran i nawiązania współpracy z duchem, ich życie zaświadczało, że taki model jest możliwy. Pokazywali oni coraz częściej życie pod przewodnictwem ducha i żywione przez duszę. Wizjonerzy stali się żywymi przykładami dla innych. Ich miłość była znacznie silniejsza niż lęk.


Gdy takie jednostki odzyskiwały pełną pamięć o swym pierwotnym celu, stawały się światłem w ciemności, oświetlającym drogę innym.


Ta historia nie musi być bajką. Wskazując innym, jakie mają możliwości, robimy im ogromną przysługę. Jednak największą spuścizną, jaką możemy im zostawić, jest nasze własne życie. Lekarze, leczcie siebie. Żyjcie zgodnie ze swoją prawdą. Jeśli mamy wnieść istotny wkład w uleczenie tej planety, musimy zademonstrować to swoim życiem. Posiadamy mapy. Możemy żyć zdrowo dla ciała, umysłu, ducha i duszy. Czyniąc to, ugruntujemy wizję naszych duchowych przywódców i zapalimy światło wskazujące drogę następnym.



0 komentarze: